Czterdzieści lat to taki piękny wiek dla kobiety.
Dzieci już prawie odchowane, wzloty i upadki ma już za sobą i żaden facet kitu nie wciśnie.
Ten styl, ten szyk, ten seksapil, ten zapach, ten aromat i tylko schrupać.
Zostaję przy czterdziestce, choć metryka tyka jak bomba zegarowa.
a niech sobie tyka, wyrzucam metrykę i zostaję przy czterdziestce.
Z mężczyzną gdzieś tak koło pięćdziesiątki jest nieco inaczej.
Dopada go syndrom wieku średniego, staje się zamyślony, smutny i tak jak by go goniła depresja.
W życie wkradła się rutyna i powiało nudą.
Topografia własnej żony znana w każdym calu i na pamięć.
I to pytanie brzęczące jak natrętna mucha.
Czy tak ma już być do końca?
A tak by się chciało poczuć ten dreszczyk emocji, ten błysk w oku.
Sprawdzić na ile mnie jeszcze stać, ile ja jeszcze mogę.
Poznać inne krajobrazy.
Siada i zaczyna się rozglądać.